piątek, 30 sierpnia 2013

[miniatura MP] Oczy tej małej

Hogwart
Szkoła Magii i Czarodziejstwa
Dyrektor: Minerwa McGonagall

Szanowna Pani Potter,

       Mamy przyjemność poinformowania, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
      Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 lipca.
Z wyrazami szacunku,
Filius Flitwick,
Zastępca Dyrektora.





      Gdyby wiedziała, że chęć pochwalenia się tym listem zmieni całe jej życie, pod żadnym pozorem, za żadne skarby świata, nie wyszłaby tego dnia z domu.
       Właśnie tego pięknego, słonecznego dnia - pierwszego dnia lipca, Lily Potter po raz pierwszy zetknęła się ze śmiercią. Po raz pierwszy jej oczy ujrzały rozpacz w najczystszej postaci. Okrutny los właśnie z niej zrobił świadka tragedii pewnej rodziny i sprawił, że całkowicie niesłusznie ta wesoła, jedenastoletnia dziewczynka samą siebie zaczęła o tę tragedię obwiniać. Z radosnej optymistki stała się zamkniętym w sobie aspołecznym dzieckiem.
A przerażone oczy pewnej, zaledwie kilkuletniej dziewczynki miały prześladować ją do końca życia.

***

     Tego dnia Lily obudziło stukanie w okno. Otworzyła oczy, zaraz mrużąc je w akcie obrony przed wdzierającymi się do pokoju promieniami porannego słońca. Miała ochotę zatkać uszy, pewna, że sowa oczekująca na nią na parapecie to kolejna głupia wiadomość od Hugona Weasleya - jej kuzyna. Spodziewała się czegoś w stylu "Idziemy na plac zabaw?" albo "Wpadnij do nas po śniadaniu". Jeszcze nie do końca rozbudzona wyjrzała przez okno i ze zdziwieniem spostrzegła, że to nie mała sówka Weasleyów się do niej dobija. W powietrzu unosił się duży, brązowy, dumnie wyglądający ptak z dużą, beżową kopertą przywiązaną do nóżki. Przeczuwając już co owa koperta może zawierać, natychmiast poderwała się z łóżka, jednocześnie wciągając na siebie koszulkę i wpuszczając sowę. Tak jak przypuszczała, na kopercie widniała krwistoczerwona pieczęć Hogwartu.
      Po chwili, już w pełni ubrana porwała tosta ze stołu i wyleciała z domu, krzycząc do zdziwionej rodziny, że idzie do Hugona.

       Państwo Ronald i Hermiona Weasley razem z dziećmi mieszkali zaledwie parę ulic dalej, może dwadzieścia minut spacerem. Mimo to Lily postanowiła skrócić sobie drogę, idąc przez mały lasek oddzielający miejski plac zabaw od klifu, wznoszącego się nad rzeką.
      Pełna zapału biegła przez las, zasłaniając twarz rękoma przed gałęziami i pajęczynami, kiedy z oddali usłyszała łkanie. Płacz jakby małego dziecka.

Rozejrzała się dookoła, jednak nikogo nie dostrzegła.

- Kto tam? Ktoś tam jest? - krzyknęła.

- Ratunku! - usłyszała odpowiedź dobiegającą zza granicy lasu. Nieopodal klifu.
       Podążyła w tamtym kierunku, już z daleka widząc paluszki drobnych, dziecięcych dłoni, zsuwające się po skale. Ruszyła biegiem w ich kierunku. Klęknęła nad przepaścią, próbując złapać nadgarstek dziecka. Jej oczom ukazała się twarz małej, może pięcioletniej dziewczyny o bardzo jasnych blond włosach i przerażonych szarych oczach.
      Z jakiegoś powodu Lily wiedziała, że to dziecko - ten śliczny aniołek spadnie. Później rozbije się o skały. Wiedziała, że z tego chudziutkiego ciałka dusza wycieknie zaraz niczym sok ze stłuczonej butelki, choć naprawdę próbowała coś zrobić. I może nawet udałoby jej się złapać i wciągnąć małą, gdyby nie strach, który na krótką chwilę ją sparaliżował, na widok przepaści liczącej co najmniej kilkaset stóp. Panna Potter od zawsze zmagała się z lękiem wysokości.
      Kiedy udało jej się przezwyciężyć fobię, było już za późno - dłoń dziewczynki ześliznęła się po kamieniach, tak jak po policzkach ześlizgiwały się łzy. Po chwili Lily widziała już tylko czerwoną plamę płynącą z prądem rzeki.
      Nie wiedziała, jak długo jeszcze klęczała nad tą przepaścią. Czas, jakby przestał istnieć. Zatarły się jego granice. Nie istotne było czy zwolnił, przyspieszył, a może stanął w miejscu. Nieważne, czy minęły dni, godziny, czy tylko parę minut. Teraz była tylko ona i obraz szarych tęczówek, rozszerzonych przez strach źrenic.
      Z letargu wyrwał ją dopiero odgłos kroków. Ktoś, prawdopodobnie więcej niż jedna osoba, przedzierał się przez krzaki od strony placu zabaw. Po chwili dobiegło ją czyjeś nawoływanie i, choć słyszała ten głos tylko raz w życiu, tylko przez chwilę, w dodatku prawie dwa lata temu, bez trudu go rozpoznała.

- Fiona! Fiona, chodź tu! To nie jest zabawne - krzyczał Scorpius Malfoy, zbliżając się do miejsca, w którym klęczała Lily.
      Jego krzyki, podziałały na nią jak kubeł zimnej wody - najciszej jak się dało, zaczęła wycofywać się w stronę domu ukrywając się za krzakami, pniami drzew. Tak, aby tylko oczy chłopaka nie zdołały jej dostrzec.

***

     Po prawie pięciu latach od tamtego wydarzenia nadal miała koszmary. Gdy tylko zamykała oczy, pod powiekami pojawiały się wizje płowowłosej dziewczynki, jej drobnych dłoni osuwających się na skałach... Prócz koszmarów oraz nieustannie towarzyszącego jej poczucia winy miała jeszcze pewną obsesję - chłopca, który przez nią stracił siostrę.
      Od pierwszych dni nauki w Hogwarcie przeszukiwała wzrokiem korytarze w poszukiwaniu Ślizgona, łapczywie spijała z jego ust każde słowo, mimo, że sama nigdy się do niego nie odezwała. Gdy tylko pojawiał się w pobliżu, ona czuła się jak sparaliżowana. Paraliżowało ją wspomnienie tamtego poranka. Po prostu nie potrafiła się odezwać. I choć wszystkie te objawy są klasyczne dla typowego, szkolnego zauroczenia, Lily wiedziała, że to nie to. Nie była zauroczona, w żadnym wypadku. Po prostu tak bardzo chciała - nie, nie chciała - ona musiała wiedzieć jak bardzo utrata siostry wpłynęła na Scorpiusa Malfoya. Czuła, że musi go obserwować, musi wiedzieć jakim on jest człowiekiem i jakie piętno odcisnęła na nim jej chwila zawahania tamtego poranka.
      Toteż przez całe pięć lat niepostrzeżenie śledziła każdy jego ruch, ciągle obiecując sobie, że powie mu o tym, co dokładnie się wtedy stało. Była właściwie chyba jedyną osobą posiadającą takie informacje. Z tego co dowiedziała się później, wynikało, że nikt nigdy nie odnalazł ciała małej Fiony, w końcu po jakimś czasie poszukiwań zaniechano, uznając ją za zaginioną.
      Teraz był ostatni dzwonek, by wcielić w życie swoją obietnice. Jutro miało być zakończenie roku szkolnego. Ona kończyła piątą klasę, on siódmą. Jutro miał skończyć szkołę, co oznaczało, ze przez bardzo długi czas, a może nawet nigdy więcej się nie zobaczą.
      Jadła właśnie obiad, próbując dojrzeć go w harmidrze, jaki zwykle o tej porze dnia panował w Wielkiej Sali. Wreszcie udało jej się wypatrzyć chłopaka, wstającego właśnie od stołu ślizgońskiego. Bez namysłu zostawiła niedokończony obiad i ruszyła za nim. Gdy byli prawie sami na pustym korytarzu, zawołała go.
- Scorpius!

Odwrócił się. Był zdziwiony, jakby pierwszy raz w życiu słyszał jej głos.

- Potter? A czego ty ode mnie chcesz?

"Tylko spokojnie. Po prostu poproś go o rozmowę, a potem to powiedz" - pomyślała.

- Chciałam... ja... no... porozmawaćchwilęchciałam - czuła, że plącze jej się język.

Podeszła do najbliższych drzwi, uchylając je lekko. Za nimi znajdowała się pusta sala lekcyjna.
      Na twarzy chłopaka gościła mieszkanka rozbawienia i zaskoczenia. Bez wątpienia miał ją teraz za kolejną zakochaną w nim, zdesperowaną idiotkę. Myśl o tym, jak bardzo się zaraz zdziwi zasmuciła ją, jednocześnie dodając pewności siebie.
- Może tu? - mruknęła, wchodząc do klasy. Blondyn podążył za nią.
- No, to o co chodzi, Potter? Przyznam, że jestem zdziwiony, nie pamiętam, żebyś kiedykolwiek odezwała się w mojej obecności chociaż słowem - usta Scorpiusa wygięły się w ironicznym uśmiechu.
"Najlepiej powiedz to od razu" - szepnął jakiś głosik wewnątrz jej głowy.
- Widziałamjakzginęłatwojasiostra!- wyrzuciła z siebie, czekając na jego reakcje.
- Co? - zapytał nieprzytomnie, jakby nie zrozumiał jej wypowiedzi. Co właściwie było dość prawdopodobne, biorąc pod uwagę szybkość, z jaką słowa wydobyły się z jej ust. Wzięła głęboki wdech.
- Widziałam, jak zginęła Fiona - powiedziała teraz już wolniej i bardziej zrozumiale. Jednak Scorpius Malfoy wyglądał tak, jakby nadal nie rozumiał słów. Jedyną reakcją jakiej się doczekała, było to, że z jego twarzy zniknął ironiczny uśmiech, a w oczach zagościła pustka.
- Wytłumacz mi to - głos również drastycznie mu się zmienił.
- Twoja siostra... to urwisko... w lesie koło placu zabaw... mam lęk wysokości...
- Po kolei Potter. Co widziałaś? - wyszeptał. O ile dotychczas, zawsze kiedy go słyszała brzmiał jak bardzo ciernista łodyga od róży, tak teraz jego ton przypominał bardziej coś matowego. Nawet nie zimnego czy szosrtkiego, jak kamień. Matowego, jak zaparowana szyba albo zakurzona półka.

- Po kolei, dobrze... do-dostałam list z Hogwartu. Szłam do Weasleyów, chciałam się po-pochwalić. Przez ten las mię-między placem zabaw, a urwiskiem. Usłyszałam płacz, potem ktoś zawołał ratunku. Podbiegłam, ale... ju-już nie zdążyłam, spadła. Potem ty przyszedłeś, a ja... uciekłam.
      Chłopak spojrzał w sufit, potem pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Przez chwilę oboje siedzieli w zupełnej ciszy.
- Dlaczego mówisz mi o tym teraz? Dlaczego nie pięć lat temu albo w ogóle?
     Nie odpowiedziała. Nie wiedziała jak mu wytłumaczyć, że próbowała, że całe te pięć lat było po brzegi wypełnione zbieraniem się na odwagę, że zawsze chciała mu to powiedzieć, ale jakoś się bała, nigdy nie miała okazji, że po prostu... tak wyszło.
- Nie mów o tym nikomu, Potter. Nikomu, rozumiesz? A teraz wyjdź.

     Jedno spojrzenie wystarczyło jej, by wiedzieć, że to najlepsze wyjście. Musi teraz odejść, bo nic więcej nie może dla niego zrobić. Odwróciła się.

Nim zamknęła drzwi, usłyszała tylko ciche "Kurwa mać" i zduszony szloch.


aut. Aprilias&Cleoss

8 komentarzy:

  1. O ja cie pierdziele. Świetna, miniaturka. Kocham tego typu rzeczy i formy. A Scorpius i Lily... przeczytałam tylko jedno opowiadanie o tej parze i to dzięki stowarzyszeniu MP. Troszeczkę mnie zatkało i jedyne co wydusiłam z siebie było "o kurw..." Ja chcę więcej!!! :D
    Napiszecie coś jeszcze kiedyś? Proszę? Lily, według mnie jest taka mało doceniana w niektórych ff. A tutaj ją naprawdę polubiłam. Trochę było mi za mało Scorpiusa, ale wynagrodziło mi to wszystko końcówka i jego reakcja. Gratulacje dobrej roboty. ;)
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie dziękujemy :* Przyznam, że zamierzałam kiedyś napisać na ten temat całe opowiadanie, dlatego trochę trudno było nam zmieścić to w miniaturce, dlatego cieszymy się, że się spodobało :)
      Nasza następna miniaturka za dwa tygodnie, a w przyszły piątek liczymy na was! :)
      Pozdrawiam,
      A. :)

      Usuń
    2. Należało wam się. Odwaliłyście kawał dobrej roboty. :D Och, czyli nie ma problemu, można wysyłać pracę nawet jeśli nie jest się w stowarzyszeniu?

      Usuń
  2. Przepiękna miniaturka! Uwielbiam takie psychologiczne opowiadania o demonach naszych serc. Świetnie wykreowałyście Lily - jestem pod wrażeniem. Reakcja Scorpiusa - tego się nie da opisać słowami! Kurczę, łzy mam w oczach.
    Pozdrawiam Lily ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam łzy w oczach po przeczytaniu Twojego komentarza, jeju, naprawdę strasznie mi miło, że się tak podobało, zwłaszcza, że kosztowało nas to zarwaną noc ;D
      Przypominam o tym, że w przyszły piątek liczymy na Was i Waszą twórczość :)
      Pozdrawiam,
      A. :)

      Usuń
  3. Początek miniaturki niezbyt zachęcił mnie do dalszej lektury, ale przyznaję, że się myliłam. Polubiłam Twoją Lily i Scorpiusa. Szkoda, że nie stworzyłaś na tym wątku opowiadania.
    I mam pytanie, które zamieszczam tutaj, gdyż nie wiem w jaki inny sposób mogłabym się skontaktować z Aprilias. Dotyczy ono bloga tylko-jedno-pytanie.blogspot.com, którego niegdyś czytałam i komentowałam anonimowo wpisy do czasu aż dostęp został ograniczony tylko dla zaproszonych czytelników. Czy istnieje możliwość, bym ponownie mogła stać się czytelniczką tego opowiadania? Do dziś nie mogę go wyrzucić z głowy ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Za mało Lily i Scorpius Love, no ale i tak ZAJEBISTE.

    OdpowiedzUsuń